Stowarzyszenie ArbuZ powstało przez zwierzęta i dla zwierząt. Ludzie tworzący ArbuZa dzieli często bardzo wiele: wiek, doświadczenie, wykształcenie, światopogląd czy zainteresowania, ale łączy niezgoda na zaniedbywanie, wykorzystywanie, znęcanie się czy zabijanie zwierząt towarzyszących. Tak się złożyło, że są wśród nas fani kotów, gryzoni i królików, tymi więc gatunkami się zajmujemy szczególnie.
Na początku były domy tymczasowe, było kilkanaście zwierząt, było kilku wolontariuszy. W tej chwili mamy około 70 zwierząt w dwóch lokalach, kociarni i Omyczkowie, a zajmuje się nimi w porywach do 50 wolontariuszy.
Trafiają do nas zwierzęta z najróżniejszych miejsc, w różnym stanie. Od wychuchanych zwierząt właścicielskich oddawanych nam prosto z domowych warunków, po zabiedzone, chore, wychudzone zwierzęta z ulicy, z klatek wystawianych pod śmietniki, czasem z interwencji, kiedy podejrzewamy znęcanie się nad nimi.
Autorem zdjęć jest fotograf Jan Sokala.
Stowarzyszenie ArbuZ powstało przez zwierzęta i dla zwierząt. Ludzie tworzący ArbuZa dzieli często bardzo wiele: wiek, doświadczenie, wykształcenie, światopogląd czy zainteresowania, ale łączy niezgoda na zaniedbywanie, wykorzystywanie, znęcanie się czy zabijanie zwierząt towarzyszących. Tak się złożyło, że są wśród nas fani kotów, gryzoni i królików, tymi więc gatunkami się zajmujemy szczególnie.
Na początku były domy tymczasowe, było kilkanaście zwierząt, było kilku wolontariuszy. W tej chwili mamy około 70 zwierząt w dwóch lokalach, kociarni i Omyczkowie, a zajmuje się nimi w porywach do 50 wolontariuszy.
Trafiają do nas zwierzęta z najróżniejszych miejsc, w różnym stanie. Od wychuchanych zwierząt właścicielskich oddawanych nam prosto z domowych warunków, po zabiedzone, chore, wychudzone zwierzęta z ulicy, z klatek wystawianych pod śmietniki, czasem z interwencji, kiedy podejrzewamy znęcanie się nad nimi.
Autorem zdjęć jest fotograf Jan Sokala.
Stowarzyszenie ArbuZ powstało przez zwierzęta i dla zwierząt. Ludzie tworzący ArbuZa dzieli często bardzo wiele: wiek, doświadczenie, wykształcenie, światopogląd czy zainteresowania, ale łączy niezgoda na zaniedbywanie, wykorzystywanie, znęcanie się czy zabijanie zwierząt towarzyszących. Tak się złożyło, że są wśród nas fani kotów, gryzoni i królików, tymi więc gatunkami się zajmujemy szczególnie.
Na początku były domy tymczasowe, było kilkanaście zwierząt, było kilku wolontariuszy. W tej chwili mamy około 70 zwierząt w dwóch lokalach, kociarni i Omyczkowie, a zajmuje się nimi w porywach do 50 wolontariuszy.
Trafiają do nas zwierzęta z najróżniejszych miejsc, w różnym stanie. Od wychuchanych zwierząt właścicielskich oddawanych nam prosto z domowych warunków, po zabiedzone, chore, wychudzone zwierzęta z ulicy, z klatek wystawianych pod śmietniki, czasem z interwencji, kiedy podejrzewamy znęcanie się nad nimi.
Autorem zdjęć jest fotograf Jan Sokala.
Leczymy, socjalizujemy, kastrujemy, szukamy domów. Czasem się nie udaje, czasem zwierzaki umierają, czasem wracają z adopcji. To frustrujące chwile, ale działamy dalej, bo mamy cel i nie jesteśmy sami.
Mamy niesamowitych wolontariuszy, którzy zamiast siedzieć wygodnie przed telewizorem na kanapie, przychodzą i pracują sprzątając kocie kuwety, szorując klatki, czy zbierając królicze bobki. Ale też jeżdżą na wizyty lekarskie, tymczasują zwierzęta, dają im namiastkę miłości, którą powinny dostać od opiekuna.
Mamy cudownych Przyjaciół, którzy wspierają nasza pracę i są zawsze z nami, kiedy zawołamy o pomoc.
Mamy wspaniałych Darczyńców, którzy wspomagają nas małym lub większym kawałkiem swoich ciężko zarobionych pieniędzy, dzięki czemu możemy zapewnić naszym zwierzętom najlepszą karmę, opiekę weterynaryjną czy sprzęt.
I mamy zwierzęta, które bez naszej pomocy nie dałyby rady. Chuchamy i dmuchamy na nie, rozpieszczamy, nie szczędzimy czasu ani funduszy, żeby stanęły na łapy i potem powędrowały do swoich domów. I to jest właśnie to, co nas napędza, nasz cel, nasze paliwo – szczęście tych najsłabszych.
Leczymy, socjalizujemy, kastrujemy, szukamy domów. Czasem się nie udaje, czasem zwierzaki umierają, czasem wracają z adopcji. To frustrujące chwile, ale działamy dalej, bo mamy cel i nie jesteśmy sami.
Mamy niesamowitych wolontariuszy, którzy zamiast siedzieć wygodnie przed telewizorem na kanapie, przychodzą i pracują sprzątając kocie kuwety, szorując klatki, czy zbierając królicze bobki. Ale też jeżdżą na wizyty lekarskie, tymczasują zwierzęta, dają im namiastkę miłości, którą powinny dostać od opiekuna.
Mamy cudownych Przyjaciół, którzy wspierają nasza pracę i są zawsze z nami, kiedy zawołamy o pomoc.
Mamy wspaniałych Darczyńców, którzy wspomagają nas małym lub większym kawałkiem swoich ciężko zarobionych pieniędzy, dzięki czemu możemy zapewnić naszym zwierzętom najlepszą karmę, opiekę weterynaryjną czy sprzęt.
I mamy zwierzęta, które bez naszej pomocy nie dałyby rady. Chuchamy i dmuchamy na nie, rozpieszczamy, nie szczędzimy czasu ani funduszy, żeby stanęły na łapy i potem powędrowały do swoich domów. I to jest właśnie to, co nas napędza, nasz cel, nasze paliwo – szczęście tych najsłabszych.
Leczymy, socjalizujemy, kastrujemy, szukamy domów. Czasem się nie udaje, czasem zwierzaki umierają, czasem wracają z adopcji. To frustrujące chwile, ale działamy dalej, bo mamy cel i nie jesteśmy sami.
Mamy niesamowitych wolontariuszy, którzy zamiast siedzieć wygodnie przed telewizorem na kanapie, przychodzą i pracują sprzątając kocie kuwety, szorując klatki, czy zbierając królicze bobki. Ale też jeżdżą na wizyty lekarskie, tymczasują zwierzęta, dają im namiastkę miłości, którą powinny dostać od opiekuna.
Mamy cudownych Przyjaciół, którzy wspierają nasza pracę i są zawsze z nami, kiedy zawołamy o pomoc.
Mamy wspaniałych Darczyńców, którzy wspomagają nas małym lub większym kawałkiem swoich ciężko zarobionych pieniędzy, dzięki czemu możemy zapewnić naszym zwierzętom najlepszą karmę, opiekę weterynaryjną czy sprzęt.
I mamy zwierzęta, które bez naszej pomocy nie dałyby rady. Chuchamy i dmuchamy na nie, rozpieszczamy, nie szczędzimy czasu ani funduszy, żeby stanęły na łapy i potem powędrowały do swoich domów. I to jest właśnie to, co nas napędza, nasz cel, nasze paliwo – szczęście tych najsłabszych.